Z Henryką Krzywonos rozmawiała Wanda Milewska
Czy Pani teraz szczególnie zaangażowała się w działalność społeczną, czy teraz bardziej o tym słychać w mediach?
Całe życie robiłam to co robię i robię to od 1980 roku nieustannie. Po stanie wojennym . zaczęłam współpracować z ośrodkiem adopcyjno - opiekuńczym. Najpierw wzięłam chłopca, potem dziewczynkę a potem kolejne dzieci. Wychowałam razem z mężem dwanaścioro dzieci. Kawałek dobrej drogi przebyliśmy. A skoro teraz jeszcze jestem żwawa mogę jeszcze coś robić, to robię.
Ten medialny moment nastąpił w Gdańsku podczas rocznicy „Solidarności”, czy spodziewała się Pani, że coś takiego się wydarzy?
Nie chcę o tym mówić. Ja nie chcę nikogo skłócić, chciałam żeby nie obrażano ludzi stanęłam w obronie a nie żeby się z kimś kłócić. Ludzie nie powinni się wzajemnie obrażać. Ludzie mnie zawsze znali, często słyszałam na ulicy czy w sklepie „o zobacz, to ona”, teraz ludzie tak nie reagują, chcą po prostu ze mną rozmawiać i ja to lubię. Teraz podchodzą i rozmawiają.
Może ludzie oczekują od Pani recepty na życie?
Ta recepta to wielkie „M”, które trzeba dać dzieciom ale trzeba je dać także dorosłym. Przez pewien czas przebywała w moim domu starsza pani, która była babcią dla moich dzieci. W każdym człowieku jest dużo serca tylko trzeba z nich to serce umieć wyciągnąć.
Czy Pani współpracuje z organizacjami kościelnymi?
Współpracuję z gdańskim hospicjum i myślę, że dalej będę współpracować.
Jak wychowywać, by dzieci wyrosły na porządnych ludzi?
W każdej rodzinie czy w dom dziecka, im więcej czasu poświęcimy dzieciom tym będą one lepsze.
|